DHD Logo Fuck the rules! Live to ride
SHL M17 Gazela - mój pierwszy motocykl :)

W 1992 roku kończyłem 18 lat. Niedługo przed urodzinami był u mnie brat matki. Rozmawialiśmy o pierdołach, ja mu wspomniałem, że jak skończę 18 lat, to kupuję Junaka.
- To ty lubisz motocykle? - zapytał.
- No ba! Tylko matka się nie godziła żebym miał, póki nie skończę 18 lat! - mówię.
- Ha, to mam dla ciebie prezent na osiemnastkę - zaśmiał się wujas, ignorując piorunujący wzrok mojej rodzicielki.

Niedługo później zobaczyłem swój skarb.
Bruuudnaaaa jak siedem nieszczęść. A na liczniku - 4094 km! WTF?! Przeszło dwudziestoletni motocykl z takim przebiegiem???

No i wujek opowiedział mi historię motocykla.

Na przełomie lat 60 i 70 na Śląskiej Akademii Medycznej pracował jako konserwator taki dziadek. Stary był, ale umiał naprawić praktycznie wszystko - taka złota rączka. A że budynki Akademii były w kilku miejscach, to mnóstwo czasu zajmowały mu dojazdy.
Tu młodszym czytelnikom słowo wyjaśnienia - w tamtych czasach zdobycie własnego środka transportu w postaci samochodu czy motocykla nie było tak łatwe jak teraz. Pomijając już ceny nie na kieszeń przeciętnego Kowalskiego, był cały system talonów, przydziałów etc.

Niemniej - ponieważ dziadek był naprawdę potrzebny - ŚlAM się postarała i załatwiła dziadkowi talon na motocykl. Dziadek motocykl dostał, ale za długo nie pojeździł, bo mu się zmarło. A na Akademii w tym dziale nikt inny na motocyklu nie potrafił jeździć. Więc wzięli motocykl, wsadzili do jakiejś szopy i tak sobie stał, aż do 1992 roku.

W roku 1992 ŚlAM w ramach przebudowy przeznaczyła szopę do likwidacji. Wujas, jako szef ekipy remontowej, nadzorował cały proces rozbiórki. Rozbiórkę należało zacząć od wyniesienia z szopy wszystkiego co niepotrzebne. I po wyniesieniu mnóstwa szmelcu, przywalony jakimiś płytami pilśniowymi pojawił się motocykl ;)

Wujas go wyciągnął i postawił pod daszkiem, a jak się dowiedział, że się interesuję motocyklami, to załatwił wykupienie go od ŚlAM za cenę złomu. Kuzyni motocykl umyli, a z odpaleniem poczekali na mnie.

Przyjechałem, zalaliśmy motocykl świeżym paliwem, podłączyliśmy nowy akumulator, kluczyk, kopniak i... Wierzcie albo nie, motocykl zagadał od pierwszego kopnięcia! Kichając, prychając, plując z wydechu białym dymem, ale odpalił!

Trochę pojeździłem, ale niedużo - traktuję ten motocykl jak egzemplarz muzealny, więc go oszczędzam i rzadko wyprowadzam z garażu.

A tak wygląda teraz:

Twój komentarz:

Przepisz kod z powyższego obrazka:
Podpis:

Tekst powstał 2010-01-04, na stronę został dodany 2010-01-04, liczba odwiedzin: 5549